Thursday 29 October 2009

Na targu w Lijiang

Targi, jarmarki, handel, handelek... Zawsze lubiłem te miejsca, gdzie prosta ludzka potrzeba krzyżuje się z wyrachowaniem i chciwością. Nie ma tu luksusu, błyszczącej terakoty i sztucznych uśmiechów. Jest za to ciasno, pełno błota (wyrazy współczucia dla Jaśka, który zaliczył spacerek po rzeźni w klapkach), kurzu  i pospiechu. Nie spotkasz tu turystów grzebiących codziennie w tym samym tanim, blyszczącym szajsie, w tłumie będziesz mijać prostych ludzi wypełniających swoją codzienną rutynę.
"A sam rynek? To miejsce handlu, a także spotkań. Jest ono ucieczką z monotonii życia codziennego, chwilą oddechu, przeżyciem towarzyskim. Idąc na rynek, kobiety wkładają najlepsze stroje. Jeśli przyjrzeć się temu, co wiele z tych kobiet sprzedaje czy kupuje, trudno oprzeć się wrażeniu, że towar jest tylko pretekstem do nawiązania lub podtrzymania kontaktu z innymi. Bo oto jakaś kobieta sprzedaje trzy pomidory. Albo kilka kolb kukurydzy. Albo garnuszek ryżu. Jaki ma z tego zysk? Co może za to kupić? A jednak siedzi na rynku cały dzień" (Ryszard Kapuściński, "Heban")









Monday 26 October 2009

Kilka portretów z Chin

Naxi (na pierwszych czterech zdjęciach), lud wywodzący się z Tybetu, to jedna z 56 oficjalnie uznawanych przez chiński rząd mniejszości. Formalnie. Bo wioski w okolicach w których byliśmy (północny Yunnan) sprawiają wrażenie jakby składały się z samych Naxi - zadziornych staruszek i ze stoickim spokojem ćmiących faje dziadków. Ale to chyba głównie ich niebieski (na zdjęciach jest to dość niewyraźnie widoczne ;-) strój ludowy, zwieńczony czapką w szoferskim stylu, z łatwością  przykuwa uwagę.


























































































































Thursday 15 October 2009

Yangshuo

Mekka wspinaczy, kamień milowy backpakerów na Dalekim Wschodzie, Zakopane chińskich wycieczek zakładowych. Łatwo sobie wyobrazić centrum tego miasteczka: pizzerie, stragany ze szmelcem, chińscy grajkowie w ludowych strojach grający na fujarkach "Panie Janie" i "Happy Birthday..." O co cały ten szum?
Takiego krajobrazu nie widziałem nigdzie. Z okolicznych wzgórz okolica wygląda jak ciągnące się po horyzont stado ogromnych wielbłądów, wśród których garbów błyszczy się stalowa tafla rzeki Li i jej rozlicznych dopływów. Ciasno nagromadzone wzgórza mogotowe o niemal pionowych ścianach kryja miedzy sobą wioski i miasteczka, gdzie wyrwało się z moich ust wiele przekleństw pod adresem wypożyczonego roweru i jego przerywających przerzutek. I tak w okolicy nikt nic z tego nie rozumiał...






















Wednesday 7 October 2009

Deszcz w Lijiang

Mam mieszane uczucia co do tego miasteczka (a może już miasta? - w koncu 1 mln mieszkańców do czegoś zobowiązuje...). Pokryte monotonnym kolażem identycznych dachówek, o uliczkach zalanych nieskończoną permutacją bibelotów kuszących rzesze turystów, z pewnością powstało w jednym celu - drenaży ich kieszeni.
Każde miejsce może jednak zaskoczyć,w niespodziewanym przebłysku światła przybrać inną maskę i ukazać się nam w nowy sposób. Tak było tez w Lijiang kiedy, zaskoczeni przez deszcz, dokonaliśmy zakupu markowego piwa Dali i schronieni w pobliskiej knajpce, oddaliśmy się widowisku...