Thursday 29 October 2009

Na targu w Lijiang

Targi, jarmarki, handel, handelek... Zawsze lubiłem te miejsca, gdzie prosta ludzka potrzeba krzyżuje się z wyrachowaniem i chciwością. Nie ma tu luksusu, błyszczącej terakoty i sztucznych uśmiechów. Jest za to ciasno, pełno błota (wyrazy współczucia dla Jaśka, który zaliczył spacerek po rzeźni w klapkach), kurzu  i pospiechu. Nie spotkasz tu turystów grzebiących codziennie w tym samym tanim, blyszczącym szajsie, w tłumie będziesz mijać prostych ludzi wypełniających swoją codzienną rutynę.
"A sam rynek? To miejsce handlu, a także spotkań. Jest ono ucieczką z monotonii życia codziennego, chwilą oddechu, przeżyciem towarzyskim. Idąc na rynek, kobiety wkładają najlepsze stroje. Jeśli przyjrzeć się temu, co wiele z tych kobiet sprzedaje czy kupuje, trudno oprzeć się wrażeniu, że towar jest tylko pretekstem do nawiązania lub podtrzymania kontaktu z innymi. Bo oto jakaś kobieta sprzedaje trzy pomidory. Albo kilka kolb kukurydzy. Albo garnuszek ryżu. Jaki ma z tego zysk? Co może za to kupić? A jednak siedzi na rynku cały dzień" (Ryszard Kapuściński, "Heban")









No comments:

Post a Comment